Wydaje się, że przeprowadzenie stosownych procedur przez właściwe organy może dawać pewność, że uzyskane decyzje i pozwolenia są zgodne z prawem. Co więcej sprawdzenie kompletności tych dokumentów w ramach aukcji Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki już prawie daje gwarancję, że obiekt może przejść do fazy budowy i eksploatacji.

Okazuje się nic bardziej mylnego.

Taki błędny pogląd dotyka tak niedoświadczonych inwestorów, jak i większych deweloperów.

Po pierwsze organy administracji mają problemy choćby ze zmieniającym się stanem prawnym. Nie jest on dostatecznie monitorowany i często decyzja kończąca postępowanie nie uwzględnia odpowiednich zmian. Po drugie zbyt ścisła współpraca z inwestorem nie zawsze popłaca. Kooperacja jest wskazana, ale przykładowo wnioskodawca nie może wyręczać organu w dokonywaniu stosownych uzgodnień. Po czwarte nadal problemem jest uzyskiwanie poszczególnych decyzji w odpowiedniej kolejności. Pamiętać trzeba, że nieważność jednej nich wpływa na pozostałe. Po piąte nie można zapomnieć, że weryfikacja dokumentów przez URE ma charakter bardziej ilościowy, trochę merytoryczny, ale mniej jakościowy. URE bada projekt OZE pod kątem dopuszczalności do aukcji. Nie jest sprawdzana ani faktyczna ani prawna podstawa wydanych decyzji administracyjnych. Po szóste audyt (DD) projektu OZE obejmujący zlecenie zbadania czterech projektów dziennie, też może rodzić wątpliwości co do użyteczności takiego DD.